Adres strony parafialnej
Aktualny adres oficjalnej strony parafialnej: https://parafia.orione.pl/
więcejAktualny adres oficjalnej strony parafialnej: https://parafia.orione.pl/
więcejWitamy na archiwalnej stronie parafii św. Alojzego Orione. Strona funkcjonowała...
więcejul. Lindleya 12, 02-005 Warszawa
tel. 22 622-52-88 fax wew. 35
tel. 22 621-50-08 fax wew. 35
orione.parafia@gmail.com
Niedziela: 7.00, 8.30, 10.00, 12.00, 18.00
Dni powszednie: 7.00, 8.15, 18.00
Wtorek: 10.00 - 12.00, 16.00 - 17.30
Czwartek: 10.00 - 12.00, 16.00 - 17.30
Sobota: 10.00 - 12.00
Adoracja Najświętszego Sakramentu:
Poniedziałek - piątek: od godz. 9.00 do 17.45
Otrzymaliśmy świadectwo pacjentki oddziału ginekologii i położnictwa Szpitala Dzieciątka Jezus. Za jej zgodą publikujemy w całości.
"Dwa lata temu leżałam przez prawie miesiąc w szpitalu położniczym przy ul. Starynkiewicza, najpierw przez 3 i pół tygodnia na drugim piętrze na patologii ciąży, a potem kilka dni po porodzie na parterze. Oczekiwałam na narodziny moich ukochanych bliźniąt – chłopca i dziewczynki.
Pamiętam jak zaraz gdy tylko zostałam przyjęta na oddział wszedł do sali kapłan z Komunią świętą. I tak przychodził co dwa dni z dobrym słowem, z filmem do obejrzenia na pendrivie. Aż pewnego dnia, zapytał czy nie chciałabym przyjąć sakramentu namaszczenia chorych. Chciałam. I za tę propozycję chciałam serdecznie podziękować, gdyż mocno wierzę, że między innymi ten sakrament ocalił choć jedno z moich dzieci. Moje bliźnięta urodziły się w siódmym miesiącu ciąży. Pamiętam jak płakałam dwa dni przed porodem stojąc na korytarzu przed gabinetem badań (bo już zaczynało się coś niedobrego dziać), a ksiądz z tym swoim spokojem w głosie kazał mi powtarzać: JEZU UFAM TOBIE. Zaufałam i zdarzył się cud – mój synek Jaś został wyleczony, mimo że po urodzeniu jego stan był bardzo ciężki. Córeczka niestety zmarła po 7 godzinach, ale zdążyła zostać ochrzczona przez położną, czemu pewnie zawdzięczam swój spokój wewnętrzny teraz, gdy o tym wszystkim rozmyślam.
Ktoś mógłby sobie pomyśleć: co to za cud, skoro jedno z dzieci i tak odeszło. Ale ja, dzięki kapłanowi oraz dzięki wielu ludziom dobrej woli, którzy włączyli się w modlitwę za mnie i moje dzieci jeszcze, gdy byłam w ciąży, a potem za Jasia o uratowanie jego życia, wierzę w Bożą interwencję, jakże namacalną, w tamtym momencie naszego życia.
Z córeczką – Basią – było "coś nie tak" właściwie od początku ciąży. Lekarze nawet sugerowali, by ją "usunąć" po to, by zwiększyć szanse Jasia na przeżycie. Nie zgodziliśmy się na to kategorycznie. Potem, w 17. tygodniu ciąży odeszły mi wody. Trafiłam najpierw do naszego szpitala w Piasecznie, gdzie lekarz bezdusznie zakomunikował mi, że to już właściwie koniec ciąży, że powinnam zostać w szpitalu, bo zaraz będzie po ciąży. Nie zostałam w tamtym szpitalu tylko pojechałam na Starynkiewicza, gdzie po 2 dniach wody przestały cieknąć, gdyż – jak stwierdzili lekarze wykonujący USG – synek "zatkał" odpływ.
Już w tamtym momencie wiedziałam, że zadziałał Pan Jezus, że Jaś uratował Basi życie. Po kolejnych 8 tygodniach po wyjściu ze szpitala wszystko było dobrze. Ale gdy rutynowo trafiłam na Starynkiewicza w lutym 2014, to wody znów zaczęły się sączyć i istniało poważne niebezpieczeństwo porodu w 25 tygodniu ciąży, czyli w takim czasie, kiedy dzieci praktycznie miałyby szanse na przeżycie bliskie zeru. I wtedy pojawił się kapłan ze swoim dobrym słowem i z Panem Jezusem. Gorączkowe modlitwy do Matki Bożej o pomoc. I jak sobie to analizuję wciąż i wciąż od nowa to tu wychodzi mi, że zdarzył się kolejny cud: Mimo że wody ciekły cały czas i istniało ogromne ryzyko infekcji, skurcze porodowe nie pojawiły się jeszcze przez 3 tygodnie – te 3 tygodnie, które spędziłam w szpitalu każdego dnia spodziewając się najgorszego. Po prostu tym razem Pan Bóg pozwolił Basi uratować życie Jasia. Wytrzymała aż 3 tygodnie, bo w 28 tygodniu szanse na uratowanie wcześniaka są już spore. I Jasia uratowano. Niedawno skończył 2 latka i poza nieznaczną wadą wzroku jest całkowicie zdrowy.
A Basia, no cóż, myślę, że ona bardzo cieszyła się na spotkanie z Panem Jezusem - jak patrzę na stojące obok siebie zdjęcia Jasia i Basi leżących w inkubatorach po urodzeniu, to Jaś ma wymalowane na buzi cierpienie, pół otwarte oczy i ciężki oddech - takie uczepienie się życia. A Basia śpi z zamkniętymi oczkami spokojnie i miarowo oddychając, z ogromnym spokojem na swojej twarzyczce.
Moje "dojście do siebie" po tych ciężkich chwilach trochę trwało, ale i tak wydaje mi się, że dość krótko jak na tego typu wydarzenia i również tu jestem pewna, że zawdzięczam to Panu Jezusowi, któremu zaufałam, szczególnie po słowach kapłana i po udzielonym mi sakramencie namaszczenia chorych.
Dziękuję z całego serca! To między innymi dzięki kapłańskiej posłudze w szpitalu zdarzył się w naszym życiu cud - cud życia naszego synka. Będę za to wdzięczna do końca życia!"
Imię i nazwisko do wiadomości redakcji strony